Ksiądz Baudouin założył w 1732 roku pierwszy w Polsce przytułek dla dzieci (istnieje on zresztą do dziś jako Dom Dziecka nr 15), a Frycek to wiadomo co zrobił.
Obaj dostali w wolnej Polsce (po 1918 roku) ulice - Baudouin tam, gdzie była pierwsza siedziba jego przytułku, a Chopin tam, gdzie akurat była świeżo wytyczona, ładna ulica. Na fali spolszczania (spalszczania?) pisowni obco brzmiących nazwisk, nazwano ulice Boduena i Szopena. Do dziś zresztą jedziemy Aleją Waszyngtona, a nie Washingtona oraz rodowici żoliborzanie mówią o placu Wilsona przez "W", a nie "Ł" (o samym prezydencie mówią przez "Ł", ale to temat na odrębny wpis). Czasem dochodziło do takich potworków, jak "ulica Koracjego".
Po II Wojnie Światowej zarzucono wiele burżuazyjnych, sanacyjnych zwyczajów i postanowiono pisać nazwiska oryginalną pisownią. Corazzi dostał w końcu ulicę Corazziego (zresztą zupełnie inną, niż planowaną przed wojną). Nieznany nikomu Szopen znów stał się Chopinem.
I tylko Baudouin wciąż występuje pod pseudonimem "Boduen", przez co mało kto wie, o kogo w ogóle chodziło. Tak więc Polaka o francuskobrzmiącym nazwisku piszemy z francuska, a Francuza piszemy w wersji spolonizowanej.
H_Piotr.
brak w tym konsekwencji. zatrzymano się w pół drogi,
OdpowiedzUsuńprawdziwe spolszczenie brzmiałoby "ulica księdza Baldwina".
zresztą, czy naprawdę myślisz, że jeśli byłoby "Baudouina", więcej ludzi wiedziałoby o kogo chodzi?
poza tym, ja lubię spolszczenia obcych nazwisk. to tak uroczo archaiczne.
w końcu to u Mickiewicza "na wzgórku Russa czytali razem" (ta...), a w "Weselu" wspomina się Bern-Dżonsa.
to i tak nic, w porównaniu z ruską transliteracją. no, ale oni muszą jakoś sobie radzić ze swymi bukwami. Czesi też nie musieliby dodawać do każdego żeńskiego nazwiska -ova, a dodają. ale z nich głupki.
Mnie najbardziej bawią ulice "B. Chrobrego" albo "B. Śmiałego" jakby przydomek to było nazwisko :) Widać magistrat miast nie wie, że w niektórych przypadkach imię jest bardziej istotne.
OdpowiedzUsuńMamy jeszcze ulice Szekspira, Moliera ( a nie Molière'a), Kartezjusza. Brakuje tylko ulicy Woltera. Mnie się te spolszczenia podobają, ale może to kwestia przyzwyczajenia. Ale nie chciałbym chodzić po ulicach Bodlera,Renłara, Tłejna czy Moma!
OdpowiedzUsuń@Er - Przypomina mi się pewien żart: Jaka jest różnica między panią doktor, a panią doktorową? Tylko ta pierwsza zasłużyła na swój tytuł pracując głową.
OdpowiedzUsuń@Modernistyczny Poznań - Lepsze to, niż "ul. Kazimierza W." ;) Brzmi, jakby nagle ulice dostawali przywódcy mafii wołomińskiej.
@Michel - Mnie się też podobają i właśnie mnie rozbawiło, że nazwiska obcokrajowców spolszczamy, a Polaków nie.
Dodam: ul. Marii Kiri oraz wahadło Fuko.
Francuzi to w ogóle powinni zrobić reformę pisowni, bo się im ona z wymową dawno temu rozeszła :-)
OdpowiedzUsuńMichel ma rację - taki Wolter się zadomowił na dobre w polskiej wersji, chociaż oryginalna ma równe prawa. ciekawe, że właśnie np. Rousseau to już nie.
Szekspir - to wiadomo, ludziska mogliby mieć kłopoty. dość, że u mnie na dzielni mieli z łatwym wydawałoby się Mozartem.
wniosek: dawne spolszczenia, które z biegiem lat nie wyszły z użycia mają rację bytu.
ja się o Szopena na pewno nie będę gniewał ;-)
Hr, tylko że dla nas dodatek -owa do zazwiska jednoznacznie wskazuje, że chodzi o czyjąś tam żonę. seksistowski to relikt, ale co robić.
OdpowiedzUsuńi tak wychodzi właściwie z użycia. chyba, że jakaś pani nie chce mieć pokracznej (męskiej) formy nazwiska. Joanna Kulmowa, Zofia Rysiówna itd. - to wszystko po prostu lepiej brzmi.
a w Czechach, żona czy nie żona, córka, czy ciotka, a na dodatek: z Czech, czy nie z Czech, zawsze będzie - ova.
na Litwie też obowiązkowo dodaje się końcówki do żeńskich nazwisk -aite lub - iene, a na (w) Islandii -dottir, ale chyba nie do obcych, co?
sory, poniosły mię dygresje.
Grzęznąc w dygresjach: Na Islandii nie ma nazwisk dziedzicznych, tylko do imienia dodaje się imię ojca z końcówką "son"[syn] lub "dottir". Czyli coś w rodzaju bliższego nam (geograficznie) отчества.
OdpowiedzUsuń-dottir to chyba dosłownie -ówna? A więc na pewno nie -owa.
OdpowiedzUsuńA w ogóle, to najlepiej (i najmniej seksistowsko, choć pewnie przypadkiem) mają Węgrzy. W węgierskim nie ma wcale rodzaju gramatycznego, a więc i "on" i "ona" to "ő", a także i "Pan" i "Pani" (gdy się do kogoś zwracamy) to "Ön".
OdpowiedzUsuńFajnie tu :-) A jak pisać rosyjskie nazwiska w brzmieniu oryginalnym, bukwami? Mamy np. plac Sokratesa Starynkiewicza. Ukłony. Kuszący
OdpowiedzUsuńCzesi już się nie upierają tak bardzo przy przerabianiu obcych nazwisk na "-ova". Jeszcze 10, 15 lat temu w czeskich gazetach widziałem częściej wykwity typu "Nancy Reaganova" - teraz w mianowniku częściej stosują obcą (naturalną) formę, czyli Tina Turner a nie Tina Turnerova. Ale w pozostałych przypadkach owa dziwaczna dla nas odmiana nadal jest.
OdpowiedzUsuń@Witold Wiszniewski - Czy Ty jesteś ten Kuszący z plfoto.com? Jak tak, to znam i cenię Twoje zdjęcia od ładnych paru lat.
OdpowiedzUsuń@Marcin - Byłoby i u nas łatwiej z odmianą. Np. w chorwackim pani minister to po prostu ministrica. Gdybyśmy wzięli, co dobre od Czechów i Chorwatów, to zamiast bezpłciowego "rozmawiałem z minister Fedorczyk" byłoby piękne "rozmawiałem z ministricą Fedorczykową" i od razu wiadomoby było, o co cho.
Trafne spostrzezenie. Bede musiał się przyjrzeć innym ulicom miasta podczas moich spacerów:)
OdpowiedzUsuńW Zyrku jest ulica Chopina, ale jedna tabliczka zachowala sie z pisownia Szopena. Polecam zajrzec.
OdpowiedzUsuń