Dziś pierwszy post z serii, którą przygotowuję w trudzie, mozole i znoju od... dawna.
Jest to zbiór obrazów Michaela Leopolda Willmanna, które znaleźć możemy wiszące w Warszawie.
Kim był Willmann? Skąd te obrazy się wzięły w Warszawie?
Michael Willmann był malarzem doby baroku (ur. 1630 w Królewcu - zm. 1706 w Lubiążu). Większą część swego artystycznego życia spędził w Lubiążu malując obrazy i freski dla tamtejszego opactwa (o którym więcej tutaj). Dobra, stała, intratna posada. A malował na tyle dobrze, że zyskał przydomek "śląskiego Rembrandta".
Część jego obrazów w wyniku II Wojny Światowej, zajęcia klasztoru przez Armię Czerwoną i akcji profesora Lorentza trafiła do warszawskich kościołów oraz warszawskiego Muzeum Narodowego. Warszawiak powie, że Lorentz obrazy "zabezpieczył", mieszkaniec Dolnego Śląska, że "ukradł". Poprzestańmy zatem na zgniłym kompromisie - "ukradł aby zabezpieczyć". Były kościół w Lubiążu do dziś stoi pusty i jest ruiną. Może gdyby nie tamta "kradzież", dziś tych obrazów po prostu już by nie było?
Oczywiście dzieła Willmanna na Dolnym Śląsku znajdują się nie tylko w Lubiążu. Najwięcej obrazów w jednym miejscu wisi w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Jednak biorąc pod uwagę miasto, najwięcej znajduje się w Warszawie.
Willmann malował duże i małe obrazy. Dziś o tych mniejszych. Widzimy fragment hallu i klatki schodowej w Muzeum Narodowym. Trzy płótna Willmanna wiszą niejako na korytarzu (przypomina to nieco sytuację z polskich szpitali).
A tu w ramach małego "wczoraj i dziś" młoda Krystyna Janda gna korytarzem w poszukiwaniu rzeźby przedstawiającej socrealistycznego herosa. Zanim ją znajduje, mija obrazy wiszące na ścianie. Jest ich więcej, niż dziś. Gdzie podziała się reszta? Czyj gabinet zdobią?
No, po przydługim wstępie w końcu i same obrazy:
No, po przydługim wstępie w końcu i same obrazy:
1. "Pejzaż z powołaniem św. Mateusza" z 1675 roku.
2. "Pierwszy upadek Jezusa pod krzyżem" - obraz z cyklu "Kalwarii Krzeszowskiej" obrazów wykonanych dla sanktuarium w Krzeszowie.
3. Z tej samej serii "Przybicie Chrystusa do krzyża" z ok. 1682 roku.4. "Krajobraz ze św. Janem Chrzcicielem" z 1656 roku.
Detal z samym tytułowym bohaterem:
5. "Pejzaż z architekturą i sceną z Nowego testamentu" z 1664 roku.
6. "Chrzest Chrystusa" z 1681-1682, wisi w Katedrze św. Jana, ale nie w nawach, tylko w kaplicy baptysterium - zamkniętej kratą i szybą, ultraciemnej - co ja się namęczyłem, żeby chociaż takie zdjęcie mu zrobić. Może po remoncie katedry będzie lepiej?
7. "Św. Bernard ze swoimi przyjaciółmi przed opatem z Citeaux" namalowany po 1701 roku. Wisi (wisiał do remontu) w bocznej nawie katedry Św. Jana.
8. "Św. Józef z Dzieciątkiem Jezus" ok. 1695. Kościół p.w. św. Józefa Oblubieńca na Kole (ul. Deotymy). Swoją drogą, architektura tego kościoła warta jest oddzielnego wpisu.9. "Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny" z 1682 roku. Kościół p.w. Nawiedzenia NMP na Nowym Mieście (ul. Przyrynek). Ten kościół też jest wart oddzielnej notki.
Ciąg dalszy oczywiście nastąpi.
H_Piotr.
2. "Pierwszy upadek Jezusa pod krzyżem" - obraz z cyklu "Kalwarii Krzeszowskiej" obrazów wykonanych dla sanktuarium w Krzeszowie.
3. Z tej samej serii "Przybicie Chrystusa do krzyża" z ok. 1682 roku.4. "Krajobraz ze św. Janem Chrzcicielem" z 1656 roku.
Detal z samym tytułowym bohaterem:
5. "Pejzaż z architekturą i sceną z Nowego testamentu" z 1664 roku.
6. "Chrzest Chrystusa" z 1681-1682, wisi w Katedrze św. Jana, ale nie w nawach, tylko w kaplicy baptysterium - zamkniętej kratą i szybą, ultraciemnej - co ja się namęczyłem, żeby chociaż takie zdjęcie mu zrobić. Może po remoncie katedry będzie lepiej?
7. "Św. Bernard ze swoimi przyjaciółmi przed opatem z Citeaux" namalowany po 1701 roku. Wisi (wisiał do remontu) w bocznej nawie katedry Św. Jana.
8. "Św. Józef z Dzieciątkiem Jezus" ok. 1695. Kościół p.w. św. Józefa Oblubieńca na Kole (ul. Deotymy). Swoją drogą, architektura tego kościoła warta jest oddzielnego wpisu.9. "Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny" z 1682 roku. Kościół p.w. Nawiedzenia NMP na Nowym Mieście (ul. Przyrynek). Ten kościół też jest wart oddzielnej notki.
Ciąg dalszy oczywiście nastąpi.
H_Piotr.
PS. Nigdy nie sądziłem, że zainteresuję się malarstwem, ale historia malarza, którego niemal połowa obrazów po wojnie wyjechała do Warszawy, gdzie rozsiana jest po ponad dziesięciu miejscach i prawie nie znana, to jest coś, co mnie "wzięło".
Może za rzadko bywam w szpitalach, ale w żadnym nie widziałem obrazów Willmanna.
OdpowiedzUsuńTakie "śledztwo" i zgłębianie jakiegoś tematu, zbieranie i szukanie elementów układanki faktycznie potrafi wciągnąć.
OdpowiedzUsuńzaś w Krzeszowie figurowała (nie wiem czy nadal) knajpa "Willmanowa pokusa". śik!
OdpowiedzUsuńJEST, JEST, OCZYWIŚCIE !
UsuńMarcin - Pojedź do Tworek.
OdpowiedzUsuńMeteor2017 - Oj, potrafi, na długie miesiące. Wciąga bardziej, niż Kąter Strąk.
Er - To jakaś podróba, bo przez jedno "n".
maja aszibka.
UsuńŁóżka na szpitalnych korytarzach to tzw. dostawki. Na pierwszym zdjęciu widać dowieszki.
OdpowiedzUsuńHistoria pasjonująca, ale same obrazy już (jak dla mnie) - niestety nie. Oczywiście się nie znam. W każdym razie pozdrawiam Willmanny przez dwa enn.
OdpowiedzUsuńWisien - O! Dobre słowo, "dowieszki". Z tym, że w muzeum miały miejsce jakieś "odwieszki" albo "zdejmki".
OdpowiedzUsuńI am I - Jak to "się nie podoba"? Siadaj, pała. I powtórz 300 razy: Willmann wielkim malarzem był ;)
Willmanowa Pokusa istnieje nadal - karczma ze spaniem, o ile się nie mylę.
OdpowiedzUsuńA mi się Willman kojarzy z drewnianymi kolumnami przy ołtarzu, które tak dobrze imitowały marmurowe, że zapadły mi, jak widać, na kilkadziesiąt lat, w pamięć.
Bardziej niż reszta ...
Mam wrażenie, że jakby część stałej ekspozycji MN, gdzie te same obrazy wiszą w tych samych salach od czasu mego wczesnego dzieciństwa - ktoś wyniósł, prawdopodobnie minęłyby dekady, zanim ktokolwiek odczułby ich stratę. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego cenne eksponaty gniją w magazynie muzeum, podczas gdy tyle byle jakich wisi od 30 lat.
OdpowiedzUsuńChyba właśnie teraz (na Euro2012?!) szykowana jest rewolucja w ekspozycji MuzNar-u.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis, bardzo fajny temat! Gratuluję.
OdpowiedzUsuńJa jestem "element napływowy" i jak chodzę po MNW i oglądam te wszystkie zabytki "zabezpieczone" z Wrocławia, Świdnicy, Krzeszowa, to szlag mnie jasny trafia, no nie poradzę. Ja rozumiem, że zaraz po wojnie była zapewne potrzeba ulokowania dziedzictwa w jakimś bezpiecznym miejscu, ale mamy już Rok Pański 2012, Dziki Zachód już nie taki dziki, sanktuarium w Krzeszowie pięknie odnowione... Może już starczy tej pożyczki? A i miejsce na ekspozycję zasobów magazynowych by się zwolniło...
OdpowiedzUsuńZarówno artykuł, jak i wysiłki fotograficzne H_Piotra są nie do przecenienia. Wielkie dzięki!!!
OdpowiedzUsuńPolecam Pańskiej uwadze monografię dot. artysty "Michael Willmann i jego malarska pracownia" autorstwa Andrzeja Kozieła. Pozdrawiam i dziękuję za ciekawy post.
OdpowiedzUsuńWidziałem ją w księgarni, ale była koszmarnie droga.
UsuńDziękuję za ciekawe i przydatne informacje na temat Willmanna i jego obrazach. Właśnie wróciłem z Krzeszowa:)
OdpowiedzUsuńhttp://tajemniczapodroz.blogspot.com/