20.12.12

LXII AKCJA GTWB - BAJKI, LEGENDY I INNE OPOWIEŚCI WARSZAWSKIE

Ponieważ w związku z planowanym na jutro końcem świata może to być ostatni wpis na blogu Fenomen Warszawy, zaakcentuję go pierwszym (i pewnie ostatnim) moim opowiadaniem science-political-fiction.

"W mackach Warszawy"

January wstał jak co dzień około 9.30. Umył brodę, ogolił zęby i przekąsił jakieś śniadanko. Wyjął pierwsze lepsze rzeczy z paczki dla powodzian, która w ramach obowiązkowego kontyngentu została przeznaczona dla Warszawy. Co prawda nie mieszka nad Wisłą, ani nawet nie ma tam działki, ale kiedy już odbudowano domy na Rybakach i w Wawrze oraz dla poszkodowanych działkowiczów sprowadzono świeże warzywa z innych regionów Polski, to z tego, co zostało, resztę rozprowadzono między wszystkich warszawiaków.

January jest warszawiakiem. Co prawda część pamiątek rodzinnych, jak listy miłosne Warsa do Sawy, spłonęły w Powstaniu, ale na szczęście uratował się przywilej od księcia Janusza I objęcia działki przy Freiheicie w Nowej Warszawie. January tak rozpoznaje przyjezdnych, czyli każdego, kto sprowadził się po połowie XVIII wieku, że mówią "na Frecie" (lub, o zgrozo "na Freta", January zawsze się wtedy zgryźliwie pyta - kim był Fret?) i "na Nowym Mieście". Sąsiedzi Januarego przechowują za to chustę panny z herbu Nowej Warszawy.

Podczas jedzenia śniadania oglądał wiadomości, a w nich m.in. o tragicznej sytuacji branży budowlanej. Wziął więc do ręki swój telefon komórkowy w sieci "Nasza warszawska sprawa" (każdy warszawiak ma min. dwie komórki - jedną zwykłą, jak i reszta motłochu, drugą zaś z wpisanymi bezpośrednimi numerami telefonów do najwyższych dostojników państwowych) i szybkim wybieraniem wykręcił numer do premiera. Zaproponował, że jeśli brakuje odpowiedniego materiału na budowę nasypów autostrady pod Warszawą, to można przecież pozyskać kilka mln m3 cegieł z Dolnego Śląska. Sposób sprawdzony, już w latach powojennych przecież zbudowano w ten sposób w Warszawie Stadion X-lecia, Kopiec Czerniakowski, górkę szczęśliwicką i niezliczoną wprost ilość zabytków. Tak po prawdzie, to górki szczęśliwickiej miało nie być, ale wysłannicy Warszawy tak się rozpędzili w pozyskiwaniu cegły, że nie było z niej czego odbudowywać, bo już wszystko było odbudowane. Więc w cotygodniowej sondzie uliczno-skrzynkowej (ach te czasy bez internetu i komórek) warszawiacy zdecydowali o przeznaczeniu tego pięknego "daru Dolnego Śląska dla Warszawy" na budowę ośrodka sportów zimowych.

Cotygodniowe sondy i głosowania to wielka zdobycz demokracji polskiej. W każdą sobotę warszawiacy są pytani przez władze polskie w najważniejszych sprawach państwowych. Kiedyś odbywało się to w ten sposób, że wrzucano łupiny orzechów do odpowiedniego otworu w kamiennej urnie. Od XIX wieku głosowanie wyglądało podobnie do wyborów parlamentarnych (z tym, że wyniki brano pod uwagę), a od połowy lat 90-tych XX wieku wszystko załatwiane jest internetowo.

zabytkowa kamienna urna do cotygodniowych sond, odbudowana z dolnośląskiej cegły

Około 11.00 January wsiadł do swojego Bentleya w podziemnym garażu pod Rynkiem Nowego Miasta (Januaremu wciąż zdarza się wymsknąć "Rynek Nowej Warszawy"). Miejsca garażowe są zarezerwowane tylko dla prawdziwych mieszkańców, a sam garaż został wybudowany metodą górniczą w latach 2009-2010 przez robotników półprzymusowych - górników z Górnego Śląska, którzy w ramach zapłaty otrzymywali udziały w Amber Gold (to był pomysł kuzyna Januarego - dostał za to wyróżnienie od prezydenta) i bony do Tesco o wartości 300 zł miesięcznie, z czego 150 zł musiało być wydane w Tesco na terenie Warszawy. Ale i tak woleli kopać w twardym, ale stałym gruncie pod rynkiem, niż zostać zesłanym na front tzw. drugiej linii Metra. Tam warunki pracy były dużo gorsze - kopanie tuneli po 18 godzin na dobę, łyżeczkami od herbaty (pracownicy musieli przywieźć własne łyżeczki - te cynowe szybko się wyginały, ale srebrne były na samym początku konfiskowane przez warszawiaków), w błocie i pyle. Dzienna racja żywieniowa wynosiła ok. 500 kalorii, a śmiertelność bardzo wysoka, ale wciąż dojeżdżało "świeże mięso" ludzi zwabionych ogłoszeniami o świetnej pracy w Warszawie.

January pracuje przy pisaniu ogłoszeń o świetnej pracy w Warszawie. Nie każdy warszawiak musi pracować, ba, większość nie pracuje. Ktoś jednak musi ściągać kolejnych robotników wizją kariery, ktoś musi rozdzielać pomoc dla powodzian między sąsiadów, ktoś w końcu musi prowadzić blogi i strony sugerujące, że w Warszawie da się żyć, że nie składa się tylko z bloków, ktoś musi kontrolować przekaz medialny wmawiający reszcie Polaków, że mają na cokolwiek wpływ.
Nieźle poustawiani są przebywający na placówkach zamiejscowych - wojewodowie, marszałkowie województw i starostowie powiatów. Jedynie sołtysi i część wójtów to nie są podstawieni warszawiacy,ale oni z kolei wszystko muszą robić w tych swoich gminach, a rokrocznie w warszawskich sondach przegłosowywane jest ograniczanie ich budżetów. Niezłą zabawą jest potem oglądanie ich frustracji - jest o tym specjalny program w TVN Warszawa.

Taki wojewoda czy choćby prezes spółki skarbu państwa z siedzibą "w terenie" to ma dobrze. Dostaje dodatkową nawiązkę za oddzielenie od heimatu i talon na tuzin dziewic-niewolnic łapanych spośród studentek przyjeżdżających na studia do Warszawy. Po odbyciu kadencji i powrocie do Warszawy jest kimś - to nie on dzwoni do  premiera, to premier dzwoni do niego.

January dzięki świetnym wynikom w pozyskiwaniu taniej siły roboczej został ostatnio przedstawiony do objęcia stanowiska redaktora naczelnego jednego z poczytnych, opiniotwórczych tygodników ogólnopolskich - wersji "na prowincję" (każda gazeta ma dwie wersję - "dla Warszawy" i "na prowincję"), dzięki czemu będzie mógł jeszcze skuteczniej tworzyć wizerunek Warszawy i tłumić reakcję. A w ostatnich czasach niektórzy zaczynali coś podejrzewać. Zaczęło się od tego numeru z cegłami, po kilkudziesięciu latach "wypłynęły" jakieś tajne papiery. Potem ludzi drażniło, że to właśnie w Warszawie buduje się największy stadion na Euro 2012, to się go owinęło biało-czerwoną folią i tłuszcza zajęła się komentowaniem jego wyglądu zamiast doszukiwaniem się sensu jego budowy i kosztów eksploatacji.

Za swoją część pieniędzy zdefraudowanych na Euro i rozdzielonych między wszystkich warszawiaków January na Sylwestra leci do Bangkoku, a stamtąd od razu po północy do Los Angeles, aby powitać Nowy Rok dwukrotnie. Wyjazd będzie refundowany w 90% przez NFZ jako "urlop regeneracyjny przed objęciem stanowiska". Na co dzień jednak, aby wypocząć, wyjeżdża raczej na działkę w Tatrach tuż obok schroniska Murowaniec (kupioną po cenie okazyjnej od starego znajomego - dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, ostatnio jednak zaczynają przeszkadzać mu tłumy przybłęd-turystów i rozważa zamknięcie szlaku żółto-zielono-czarnego na Kasprowy) albo na Mazurach (gdzie może cieszyć się trzykilometrowej długości plażą nad jeziorem Śniardwy z drobnym piaskiem z wydm słowińskich, który kupił w cenie piachu budowlanego od dyrektora Słowińskiego Parku Narodowego - swojego kumpla ze szkoły, a piasek przenosiły w czapkach dzieci z pomorskich podstawówek, którym wmówiono, że to w ramach akcji sprzątania świata).

Ale jak January porusza się po Polsce? Swoim Bentleyem o numerach WN 84932 (W - kod woj. mazowieckiego, N - Nowa Warszawa). Inne rejestracje, po których rozpoznacie rodowitego warszawiaka: WS (Stara Warszawa), WPR (Praga), WGR (Grzybów), WD (Dziekania), WL (Leszno), WTL (Tłomacke), WMA (Mariensztat), WBI (Bielino), WSC (Solec), WGO (Golędzin), WP (Powiśle), WKZ (Kapitulna-Zadzikowska). Reszta to dawne wsie, włączone do Warszawy stosunkowo niedawno.

Ależ te trzy godziny pracy się dłużyły! Po drodze do domu zahaczył o centrum handlowe, na szczęście przed godzinami szczytu i tłumami przyjezdnych robotników, którzy mogą się tylko poprzechadzać alejkami. Biedni, nie wiedzą, że dla nich są tu inne, wyższe ceny. Nic się nie nauczyli z wizyt w turbazach w Egipcie. No, ale w sumie tu nie spodziewają się, że też są traktowani jak turyści, z których trzeba zedrzeć skórę. Dawniej zdarzały się wpadki, gdy sprzedawca nie zdążył przemienić cen zanim przyjezdny wszedł. Teraz, z wyświetlaczami LED-owymi to kwestia naciśnięcia jednego guziczka.

Jeśli kiedyś, drodzy czytelnicy będziecie w Warszawie, to gdy wchodzicie do sklepu, uważnie słuchajcie, co do klientów mówi sprzedawczyni - jeśli "dzień dobry, co chciałby pan/pani u nas dziś kupić" to znaczy, że wszedł warszawiak. Jeśli zaś "dzień dobry, w czym mogę pomóc", to znaczy, że sprzedawczyni wyczuła w nim biednego jak mysz kościelna przyjezdnego.

Po pracowicie spędzonym dniu, wieczorem przed snem, January jeszcze tylko poczytał kilka internetowych forów uśmiechając się pod wąsem - tak, tu jeszcze mogą napisać, co im leży na wątrobie, ale już niedługo.

I tak oto minął kolejny dzień przeciętnego warszawiaka.

H_Piotr.

12 komentarzy:

  1. A wiele ón, ten Januar, za garaż buli? Bo dla mojego Bentleya innego szykam, w tyn pod Belwederem straszne cugi i po kulasach ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Ordynackiem jest taki zamek z pustemy piwnicamy. Kiedyś trzymali tam jakiś drób, ale Wietnamczyki zza Żelaznej Bramy wszystek wbili w krzyże i teraz w tech lochach można dryndę za niewielkie cene na nocowanie zostawić.

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie nie, WD to rejestracja podstępnie udająca Dziekankę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ty wrona jesteś, że kraczesz ?
    Przeczytałam z ciekawością.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Didixi - Jak to warszawiak, ma go za darmo. Składali się podatnicy z całej Polski.

    Marcin - Ja nie kraczę, tylko piszę prawdę. Wyjedź kiedyś poza tę swoją "Warszawkę" i spytaj ludzi. Albo chociaż zajrzyj do internatu:
    stosowny link.

    Fi(l)ip - Do niedawna można było ale teraz jest tam Muzeum Chłopina. Ten Chłopina, to biedny był - lotnisko niby już od 10 lat się nazywa od jego nazwiska, a na drogowskazach wciąż widnieje "Okęcie".

    I am I - Tak, prawdziwą "dziekańską" rejestrację od tej podróby rozpoznaje się po "WD" i herbie biskupim zamiast "PL-ki w koronie UE-owskiej".

    Hanula1950 - Ja opisuję rzeczywistość tak, jak ją widzą miliony Polaków. Napisałem to z ciekawością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałem. Nazwa serwisu stosowna do komentujących.

      Usuń
  6. No nie, ja tam widzę zamurowaną swinkę! Ryjek ino wystaje!

    A opowieść... hm... bo ja też z dziada pradziada, ale telefonu do premiera nie mam, no kurczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. czy wszystko jest SF? Ciekawe co będzie robił January jutro?

    OdpowiedzUsuń
  8. geneza plaż nad Śniardwami nader prawdziwa! sam - będąc świadkiem - poganiałem pomorskie dzieci kopniakami. lecz jednak nasypy autostrady Warszawa zbudowała nie z cegieł z Wrocławia a po prostu z pieniędzy (banknotów). a co!

    OdpowiedzUsuń
  9. Lavinka - W zupełnie dawnych czasach zamiast urn do wrzucania łupinek używano świńskich ryjków. A telefonu nie masz, boś się wyprowadziła i nie ściemniaj :)

    Artur - O ile nie będzie końca świata, to będzie przygotowywał dwie ogólnopolskie kampanie medialne:
    1. Jedną na temat śniegu w Warszawie. Cykl relacji z frontu walki z zimą.
    2. Drugą o Świętach Bożego Narodzenia i Sylwestrze w Warszawie. Seria opisów, jak świetnie bawią si warszawiacy i warszawianie z zupełnym pomijaniem całej reszty Polski.

    Er - Stąd pewnie kryzys w wypłacaniu rent i emerytur w woj. łódzkim i lubelskim w I. kwartale 2011 roku. January odpowiedzialny za wizerunek medialny nazwał to "przejściowymi trudnościami".

    OdpowiedzUsuń
  10. Niedługo byle Bentley nie będzie nam się panoszył po ulicach, bo luksusem ma być jazda porządną Syreną Sport, na zmianę z nowoczesną Warszawą, choć Warszawą, to chyba tylko z kierowcą jak mi się wydaje, a mierzenie czasu czymś poniżej zegarka M20 będzie uważane za kompletną wiochę ;)

    OdpowiedzUsuń