To też pierwsza część zmagań z nowym sposobem tworzenia wpisów w bloggerze. Nie wiem, jak mi się to uda.
No to jazda z tym koksem:
10. "Wizja św. Augustyna" z 1660 roku w kościele św. Zbawiciela.
12. Pierwszy w tym zestawieniu obraz z serii "Jak kończyli święci na tym łez padole" - "Męczeństwo św. Wawrzyńca" z 1663 w kościele św. Wawrzyńca na Woli. Święty Wawrzyniec był rozciągany na ruszcie i przypalany.
Przyjrzyjcie się ramom obrazów z tej serii - są nie mniejszymi dziełami sztuki, niż same płótna.
13. "Męczeństwo św. Bartłomieja" z 1662 w kościele św. Trójcy na Solcu. Święty Bartłomiej został obdarty żywcem ze skóry.
Kościół jest jednonawowy i bardzo wąski, stąd takie zdjęcie. Ten obraz akurat stracił ramę w zawierusze historii, ale następne dwa je zachowały.
14. "Męczeństwo św. Judy Tadeusza" z ok. 1700 roku w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus we Włochach. Święty Juda Tadeusz został zatłuczony pałkami.
15. W tym samym kościele "Męczeństwo św. Jakuba Młodszego. Został on zdekapitowany, czyli ścięty.
Ciekawe zestawienie ogromnego modernistycznego kościoła i ogromnych barokowych obrazów.
Ciąg dalszy nastąpi, ale nie wiem kiedy dokładnie, bo resztę muszę jeszcze dofotografować.
H_Piotr.
Świetne!
OdpowiedzUsuńEe... chyba nie zrozumiałem tekstu pt. "ale w kaplicy MB Częstochowskiej, stąd takie ukośne zdjęcie" - czy wiszenie w kaplicy MBCz skutkuje ukosem? Poważnie całkiem pytam. Czy dobrze rozumiem, że nie da się tak wygiąć łapki, żeby szczelić prosto? Albo szerzej, żeby później przekręcić i obcinkować?
OdpowiedzUsuńA propos samej sztuki, to faktycznie ramy bardziej mi się podobają, zwłaszcza że odblaski są świetnym usprawiedliwieniem przed bliższym zapoznaniem się z twórczą ością pana Wu ;)
Skrót myślowy - Kaplica jest (z grubsza) kwadratowa, dostęp do niej jest z jednej strony. W dodatku jest zakratowana. Obraz wisi na bocznej, lewej ścianie. Więc jedyny sposób na sfotografowanie go, to z ukosa. Co do "prostowania" - raz, że aktualnie nie mam żadnego programu do tego. Dwa, że i tak do tego zdjęcia bym go nie użył - za duże skrzywienie.
OdpowiedzUsuńCo do odblasków - cóż, staram się robić zdjęcia tych obrazów jedynie w sprzyjającą pogodę (pochmurną), a i tak czasem widać odbicie jakiegoś okna. Ale przynajmniej nie ma bezpośredniego światła słonecznego np. na połowie powierzchni obrazu.
Najwyraźniej trzeba się z twórczą ością zapoznać osobiście in situ.
a w Lubiążu wystawa sztuki współczesnej............
OdpowiedzUsuńLubiążanie będą mieli szansę na rozkoszowanie się sztuką współczesną pana Józefa Hałasa. Pogratulować!
OdpowiedzUsuńPost o Lubiążu ze SkySkcraperCity
Zacytuję za autorem posta: "Większość wyposażenia przetrwała, bo wywieziono je w różnych okresach do wielu miejsc - głównie na Śląsku, ale też w innych regionach kraju i za granicą. Dzięki temu istnieje do dziś, bo w tym miejscu chyba nic by nie przetrwało."
I dodam od siebie - obecnie też dzieła sztuki nie miałyby do czego wracać (co widać na zdjęciach w poście i w moim wpisie na blogu "Wynurzenia" ). A zresztą, to wcale nie jest dobre miejsce, bo też nie byłyby dobrze widoczne - przecież to strasznie wysoko i w płótnie odbijałoby się światło.
Nieprawda że obrazy nie mają dokąd wracać. W Lubiążu jest ruina i nic nie ma bo wyposażenie jest w Warszawie, Stężycy i kilku innych miejscach w Polsce. Teza że nie można tam przewieźć zabytków pochodzących z Lubiąża bo jest ruina jest absurdalna w swoim założeniu. Poza tym pamiętajmy że klasztor ma kilka zachowanych sal, które udostępnione są dla turystów. Trwają kolejne prace remontowe więc czas najwyższy żeby i Willmanny wróciły do "domu". Pamiętajmy że autor tych obrazów jest nawet pochowany w tym właśnie kościele.
OdpowiedzUsuńJest jeszcze jeden błąd w tekście. Wyposażenie nie zostało przez Lorentza wywiezione z Lubiąża, a ze składnic Grundmanna. Te zabytki zabezpieczyli przed zniszczeniem sami Niemcy.
I jeszcze jeden przykład jak potraktowano lubiąskie stalle: http://slask-zabytki.blogspot.com/2012/03/lubiaskie-anioy-w-stezycy.html O zabezpieczeniu nie ma tutaj mowy. Grabież, a później dewastacja.
Dlaczego te obrazy i stalle miały by nie przetrwać w 1945 roku w Lubiążu ? Przetrwały inne kościoły, przetrwały nawet sale klasztorne - te wartościowe. Kto miał by niszczyć akurat ten kościół, kiedy w tej samej wsi cenne obrazy wiszą sobie do dzisiaj w kościele parafialnym ? To również naciąganie rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńWyposażenie Lubiąża miało pecha bo Niemcy wywieźli je w inne miejsce, a Polacy skorzystali i zamiast zawieźć tam skąd pochodziły to rozszabrowali po całej Polsce. Gdyby to wszystko zostało w kościele, było by tam do dzisiaj. Podobnie jak w Henrykowie, Krzeszowie itd. Chociaż i tam lepkie rączki ministerialnych "naukowców" ukradły co chciały.
Nie wiem, czy oba wpisy pochodzą od tego samego Anonimowego, ale założę, że tak.
OdpowiedzUsuńOk, zacząłem pisać wielką odpowiedź dyskutująca z niemal każdym zdaniem Anonimowego, ale mi się skasowała i już nie będę jej drugi raz pisał (zresztą, komu by się chciało to czytać?).
Ogólnie rzecz biorąc:
Lubiąż JEST ruiną i będzie jeszcze przez jakiś czas. Nie jest czynnym kościołem i nie był nim po 1945 roku. Nie należy do Kościoła (ani Rzymsko-katolickiego, ani żadnego innego). Jest wielkim kompleksem zrujnowanych budynków, na które nie ma pieniędzy ani nawet pomysłu.
Sądzę, że obrazy w ogóle nie przetrwałyby tego, co się po 1945 wyrabiało w Lubiążu, albo dziś byłyby w okropnym stanie i trzebaby było wydać grube pieniądze na ich restaurację, ewentualnie dziś zdobiłyby gabinety emerytowanych radzieckich generałów w daczach pod Moskwą.
Porównywanie Lorentza do złodzieja jest nie na miejscu, bo nic sobie nie przywłaszczył - obrazy można zobaczyć w kościołach (nie tylko w Warszawie) i Muzeach Narodowych w Warszawie i Wrocławiu.
Tak jakoś to jest, że najwięcej zniszczeń na Dolnym Śląsku nastąpiło po 1945 roku (i wcale nie zakończyło się to w 1989).
Podsumowując:
Obrazom przytrafiło się po 1945 najlepsze, co mogło.
A co do przyszłości:
Może, jeśli coś się zmieni i były klasztor wraz z byłym kościołem zostaną odremontowane i nadane im zostanie jakieś przeznaczenie (i sensowny gospodarz), to obrazy będą miały dokąd wrócić. Obecnie nie mają. Przy bardzo dobrych wiatrach byłaby to perspektywa 20-30 lat. Ale się na to nie zanosi.
Nie anonimowy, to google tak mnie wpisuje. Ja z http://slask-zabytki.blogspot.com/ . Wysyłałem ci nawet maile a teraz komentuję.
OdpowiedzUsuńLubiąż nie jest ruiną. Jest budynkiem który ma zdewastowane i ogołocone ze wszystkiego wnętrza (nie wszystkie). Poza tym trzyma się nieźle. Nawet ma nowy dach :)
Kościół nie był czynnym miejscem kultu od 1810 roku jednak nic z niego nie zginęło aż do 1945 roku, kiedy Niemcy wywieźli wyposażenie w obawie przed zniszczeniem. I rzeczywiście nic się nie zniszczyło, tylko po prostu nie wróciło na swoje miejsce. Raczej jest wątpliwe żeby w 1945 roku i później Rosjanie zabrali obrazy Willmanna z kościoła, jeżeli nie zabrali ich z kościoła parafialnego w Lubiążu. Nie zabrali nic z Henrykowa, w którym "wyrabiało" się jeszcze gorzej bo w klasztorze urządzili PGR. Lubiąż był chronionym magazynem książek. Tutaj opierasz się na "gdybaniu" bo ciężko to poprzeć konkretnymi porównaniami. Rosjanie owszem kradli, ale nie bezpośrednio z kościołów. Nie sądzę żeby były dzisiaj w okropnym stanie, jeżeli inne obrazy Willmanna na Dolnym Śląsku nie są. W Lubiążu trwają prace restauratorskie więc prawdopodobnie były by w lepszym stanie niż są niektóre z nich w Warszawie.
Nie porównywałem Lorentza do złodzieja. Nie sądzę żeby on decydował gdzie co będzie wisiało. Naciągane jest jednak robienie z niego dobroczyńcy. Zabezpieczył skrzynie, ale jak wojna się na dobre skończyła miał je oddać tam skąd zabrał, a nie rozwieszać po całej Warszawie jak swoje. Miał oddać tajemniczy ktoś, który o tym decydował, nie Lorentz.
Nic dobrego się nie wydarzyło, bo Lubiąż do teraz nie może się podnieść po tym "zabezpieczeniu". Nawet na Dolnym Śląsku (tu nie ma RAŚ) odczucia w tym temacie są zupełnie przeciwne do warszawskich.
Klasztor jest sukcesywnie remontowany i prawdopodobnie w najbliższym czasie prace przyśpieszą, z tego co można przeczytać na ten temat. Nadciąga moment, kiedy przyjdzie się zmierzyć z tym problemem i wydaje się, patrząc na bytomskiego lwa i bazylikę Mariacką w Gdańsku że pewien schemat w myśleniu zanika.
Ja w kwestiach technicznych:
OdpowiedzUsuń@H_P - teraz zrozumiałem, a o prostowaniu nie myślałem w kategoriach zmian proporcji, a jedynie zrobieniu wystarczająco szerokiego kadru, który pozwoli na zwykłe obrócenie zdjęcia o ileś tam stopni i ewentualne przycięcie po obróceniu (w dowolnym programie). Rozumiem, że tam jest tak ciasno, że się nie da. A odblaski akurat mi nie przeszkadzają, bo ramy fajniejsze ;)
@Anonimowy - gógiel Cię wpisuje tak, jak jesteś sam wpisany w okienku "Komentarz jako:" - jeśli jesteś zalogowany u siebie na blogu (również góglowym blogspocie), to automatycznie podpowie się Twój nick blogspotowy. Zresztą można to też wpisać z ręki (przedostatnia opcja). A blog o śląskich zabytkach fajny. Poczytam sobie więcej w wolnej chwili. Albo może raczej pooglądam ;)
Już mam i nie jestem anonimowy. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńJeszcze wyjaśnienie. To co pisałem nie jest "antywarszawskie". To postrzeganie tej samej sprawy z innego punktu widzenia. Mam nadzieję że nie zniechęciłem Piotra do dalszego fotografowania obrazów. Świetna inicjatywa!
@ I am I - No to się w końcu zrozumieliśmy :)
OdpowiedzUsuń@ Sebastian / Anonimowy / Admin ;) -
Oczywiście historia Lubiąża jest wyjątkowa, bo to wyjątkowy kompleks budowli i dzieł sztuki. Jednak sądzę, że obrazy byłyby zniszczone/skradzione, bo widziałem jak wygląda reszta (tych jeszcze niewyremontowanych) budowli, a po 1945 to już nie był kościół (jak piszesz, nawet po 1810), a stacjonowała tam przez jakiś czas Armia Czerwona.
Poza tym, weźmy pd uwagę ówczesną sytuację geopolityczną i społeczno-gospodarczą. Walka komunistów o władzę, niepewne granice zachodnie, brak struktur władzy na wielu terenach, brak autochtonów, ludzie posprowadzani z najróżniejszych regionów Polski... To wszystko składa się na bardzo niepewną sytuację dzieł sztuki na Dolnym Śląsku w tamtych czasach. Po prostu w tamtym czasie nie dałoby się tego upilnować. Jeśli coś przetrwało, to przypadek, szczęśliwe zrządzenie losu.
Nie zniechęciłeś mnie do kontynuowania :) W najbliższych dniach pojeżdżę po reszcie kościołów.
Nie zarzucam Ci "antywarszawskości" :)
Ale sama "antywarszawskość" jest o wiele częstsza, niż ta słynna "warszawkowatość". Dochodzi do tego nagminne mylenie pojęć takich, jak: miasto (mieszkańcy), władze miejskie, władze centralne (w tym rząd, wojewoda, różne centralne instytucje, sądy, PZPN-y itp.) - to wszystko zbiorczo często, a niesłusznie określa się jednym mianem "Warszawa".
Nie zgadzam się na twierdzeniem, że obrazy w Lubiążu by zniszczono. Pójdę dalej, gdyby tam dzisiaj były wraz z innymi zabytkami wywiezionymi po 1945 roku być może klasztor nie był by aż tak zdewastowany. Może by było w nim muzeum. Jeżeli Henryków, Krzeszów, nawet Kamieniec Ząbkowicki są zagospodarowane i wyremontowane to wydaje się to logiczne.
OdpowiedzUsuńZabawne jest to, że to nie komuniści doprowadzili do tej sytuacji, ale kościół. Dostali obrazy od władz i to właśnie biskupi tak podzielili je według uznania. Dzisiaj nie od świeckich władz Warszawy zależy czy wrócą kiedykolwiek na swoje miejsce, a od kurii. Ta niespecjalnie się rwie do oddania tego prezentu od Bieruta :) Nie liczę tych z Muzeum Narodowego. Pozwolę sobie skorzystać z jednego z Twoich zdjęć u siebie na blogu :)
W zasadzie Warszawa jako miasto nie jest wina, a ludzie. Sam przecież zauważyłeś tendencję do zwalania winy w ten sposób nawet u mnie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że dużo bardziej krytyczny jestem w stosunku do "swoich" władz. Słynna "Warszafka" nie wynika z niechęci do miasta, tylko do pewnego modelu zachowań. Podobnie nie lubi się górali, hanysów, zagłębiaków, krakowskich centusiów, czy poznańskich pyr. Mimo wszystko nie zabijamy się na ulicach i żyjemy razem całkiem dobrze.
Z niecierpliwością oczekuję ciągu dalszego cyklu o Willmannie. Może skusisz się też kiedyś na inwentaryzację rzeźb w Wilanowie ? Jest spis, które pochodzą z pałacu w Brzezince k. Oleśnicy. W tym przypadku rzeczywiście zostały uratowane bez żadnego gdybania :)
Rzeczywiście wchodzimy na wielkie bagnowisko Gdybanolandii.
OdpowiedzUsuńMoże więc ustalmy jedną rzecz: Cieszmy się, że przetrwały i że są dziś w Polsce.
Kościół - Kościół zawsze przyjmie prezenty. Też uważam, że lepiej, gdyby obrazy Willmanna były w jednym miejscu (choćby i w kościele w Warszawie) ale wtedy po prostu nie było tak ogromnego budynku, żeby wystawić choćby tylko serię "Męczeństwa świętych". Dziś może w Świątyni Opatrzności...
Hmm, nie mam tak, że nie lubię górali, hanysów, zagłębiaków, krakowskich centusiów, czy poznańskich pyr... ani też nie mam, że jakąś grupę przesadnie lubię.
Żadne władze nie są "swoje". Politycy to taka kasta, która dąży do jednego i ich cel uświęca środki. Na władze centralne (w tym dyrekcję Muzeum Narodowego w Warszawie) warszawiacy mają taki sam wpływ, jak wrocławianie i białostocczanie - żaden. Ale tu musielibyśmy zacząć rozmawiać o ułomnościach polskiej demokracji.
Czy ta lista rzeźb jest ogólnodostępna gdzieś w internetach? Jak nie, to mi ją podeślij, jeśli masz.
Gdzie tu się lajkuje w tym błogim spocie?
UsuńJa też tak nie mam że nie lubię, ale pewne stereotypy są i się to nie zmieni. Ludzie wiedzą swoje :)
OdpowiedzUsuń"Swoje" władze to te które podejmują decyzje u mnie na Śląsku. Od samorządów zależy najwięcej i zamiast wylewać frustrację na premiera i rząd właśnie w Warszawie trzeba zająć się swoim podwórkiem.
O Brzezince tutaj jest więcej: http://www.olesnica.nienaltowski.net/Palac_Brzezinka.htm
Poszukam samego spisu bo gdzieś miałem. Ciekawe jest to zdanie: Wazy (7 sztuk) trafiły także do Warszawy na osiedle Szwoleżerów. Kolejna zagadka :)
Czegoś takiego tam nie macie ? : http://gosciszow.esbo.pl/index.php/aktualnosci/145-herakles-poszukiwany Może jakieś rzeźby Joanny d’Arc oraz Ludwika XIV pochodzące z XVIII wieku ? Nie ma przesłanek, że są w Warszawie, ale tego nie wie nikt.
Te wszystkie rzeźby z Brzezinki bez wątpienia zostały uratowane. Tutaj można bez gdybania być pewnym tego stwierdzenia :) I na dzień dzisiejszy nie ma nawet dokąd je zabierać z Warszawy. Wszędzie prawdziwe ruiny.
Tutaj jest o wazach: http://olesnica.nienaltowski.net/brzezinka_Wazy.htm
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie kontekst. To osiedle z wielkiej płyty a w nim barokowe wazy ? Szokujące :)
Bardzo ładne obrazy, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAha. Jeszcze przede mną tworzenie wpisów z nowym lejałtem bloggera. Mam nadzieję, że bardzo tego nie zepsuli.
@ Marcin - Dzięki, przekażę im pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuńCo do nowego lejałtu - Jak zawsze, coś poprawili, coś pogorszyli. Zdecydowanie poprawili dodawanie zdjęć, co jest dla nas bardzo ważne :)
@ Sebastian - Właśnie tak, osiedle wielkopłytowe (ale kameralne, zadbane i tonące w zieleni), a pośród bloków barokowe wazy.
"Od samorządów zależy najwięcej i zamiast wylewać frustrację na premiera i rząd właśnie w Warszawie trzeba zająć się swoim podwórkiem." - To wszystko zależy od sytuacji, czyj jest teren. Np. w sprawie dworców kolejowych samorządy nie mogą nic. To zadanie spółek PKP Dworzec Polski, PKP Infrastruktura i PKP PLK - przedsiębiorstw państwowych, czyli w pełni zależnych od ministra transportu.
PKP (jakiekolwiek) jeśli jest od czegoś zależne, to wyłącznie od własnych związków zawodowych (w ilościach hurtowych oczywiście) - minister to im może (skoczyć).
UsuńBTW - wyłączysz Pan tę weryfikację obrazkową? To nie na moje stare oczy :P
Związkowcy to ci panowie, którzy siusiają na peronie?
UsuńA mam włączoną? Myślałem, że kiedyś wyłączałem. OK, wyłączam.
Mare
OdpowiedzUsuńW Lubiążu od 1945r. stacjonowała Armia Czerwona, ale zanim był to magazyn książek, w budynkach urządzono szpital psychiatryczny dla rosyjskich żołnierzy. Nie wiadomo co stałoby sie w tej sytuacji z obrazami...
Sekularyzacja klasztoru nastąpiła w roku 1810 przez rządy Pruskie. Była to konsekwencja kontrybucji wojennych, nałożonych na Prusy po wojnie z Napoleonem jednocześnie sekularyzacja była częścią polityki protestanckiego państwa wobec Kościołą katolickiego.
Pozdrawiam
Mare
OdpowiedzUsuńAle teraz obrazy powinny wrócić na miejsce.
Mare. Szpital istniał tam zaledwie kilka lat. W tym czasie i tak nic nie było w kościele bo wywieźli to Niemcy, a Polacy po nich do Warszawy i na Wawel. Po likwidacji szpitala trzeba było zwrócić to na swoje miejsce zamiast dzielić po parafiach i nie było by dzisiaj problemu. Chociaż oddać je do Wrocławia lub do śląskich kościołów. Tak jakby ktoś syrenkę warszawską postawił obok Fredry na wrocławskim rynku i udawał że nie ma problemu. To by było nawet ciekawe, ale czy moralnie normalne ? :)
OdpowiedzUsuńByło minęło. Jak piszesz, powinny wrócić na swoje miejsce.
A co tam było od wyjścia Armii Czerwonej do przejęcia przez fundację (i powolnego, mozolnego remontu)?
OdpowiedzUsuńSkładnica książek czyli magazyn. Kościół stał pusty, bo wyposażenie rozdrapała kuria siedlecka i warszawska ;)
OdpowiedzUsuńAle to był właścicielem, bo składnicę książek to ja mam i u siebie w domu :)
OdpowiedzUsuń"wyposażenie rozdrapała kuria siedlecka i warszawska ;)" - Masz to dziennikarskie lekkie pióro do składania zdań :) Już widzę oczyma wyobraźni te dwie kurie rozdrapujące między siebie łupy z sakwy ;)
Patrząc na lubiąskie stalle, a raczej ich strzępy rozrzucone po całym w kościele w Stężycy, coś na rzeczy w tym rozdrapywaniu jest ;) Godne największych barbarzyńców. Inne kurie w niczym lepsze ani gorsze nie są i nie były. Sporo kościołów poewangelickich ma na swoim koncie kuria wrocławska i legnicka. Zostały tylko ruiny, lub puste place. Przeciwko niszczeniu cmentarzy i kaplic grobowych też nikt nie protestował. Głupota nie ma ojczyzny.
OdpowiedzUsuńWłaścicielem Lubiąża była nasza socjalistyczna ojczyzna, jak wszystkiego wtedy :)
Miałem się już nie rozpisywać, ale znowu mi nie wyszło ;)
OdpowiedzUsuńStrzępy? Ja widzę te same rzeźby, ale inaczej poukładane. Przynajmniej służą dalej celom religijnym. Lepsze to, niżby miały leżeć w muzeum (co tak często jest wysuwane w kontekście Muzeum Narodowego i rzeźb średniowiecznych) albo zgnić gdzieś pod ścianą byłego klasztoru w Lubiążu w latach 50-tych.
A Stężyca w niczym nie jest gorsza od Wrocławia - ani jedno, ani drugie to nie jest Lubiąż.
-------
Po podejściu do cmentarzy i ogólnie zabytków na Dln. Śląsku widać, jak to tam mieszka trzecie pokolenie, które jest już u siebie i traktuje niemiecką spuściznę jako swoją. Niestety - taka jest okrutna prawda - dopóki sami mieszkańcy Dolnego Śląska (i każdego innego regionu) nie zaczną postrzegać zabytków stojących (jeszcze) na tym terenie za swoje dziedzictwo i działać w celu ich ratowania więcej, niż klikanie "lubię to" na fejsbóku, to całe gardłowanie "jaka to Warszawa zła" jest nic nie warte.
Jeśli "Warszawa" miałaby oddać "Dolnemu Śląskowi" dzieła (podkreślam - wewnątrz jednego państwa), to tylko wtedy, gdy Polska odda Niemcom "Berlinkę", i oczywiście Ukraina Polsce Lwowską Galerię Obrazów, resztę Ossolineum i Bibliotekę Poniatowskiego. O, to są wyzwania. A nie, że żeby zobacyć obrazy, to trzeba pojechać ileś tam kilometrów.
--------
Mam cały czas wrażenie, jakby osoby mówiące o "Warszawie, która coś tam zabrała" traktowały państwo polskie jak okupanta Dolnego Śląska. Dziwi to tym bardziej, że na Dolnym Śląsku niemal nie ma rdzennych przedwojennych mieszkańców, jak na Górnym Śląsku, Pomorzu, Warmii czy w Wielkopolsce...
W Stężycy nie poukładali inaczej rzeźb tylko je zwyczajnie zniszczyli całościowe dzieło. Do tego rozproszyli je po Polsce, a dużą część zgubili. Nie mówmy o tym, że to normalne - o zwykłe barbarzyństwo. Tak jakby Gdańsk wyciął sobie z "Bitwy pod Grunwaldem" Witolda i powiesił ten kawałek u siebie w muzeum.
OdpowiedzUsuńJeśli "Warszawa" miałaby oddać "Dolnemu Śląskowi" dzieła to tylko wtedy, gdy...
Właśnie takie stawianie sprawy wywołuje opór. Stawianie warunków to najgorsze co można zrobić.
Dziwi to tym bardziej, że na Dolnym Śląsku niemal nie ma rdzennych przedwojennych mieszkańców, jak na Górnym Śląsku, Pomorzu, Warmii czy w Wielkopolsce...
No właśnie. Oni już są rdzenni :)
A Stężyca w niczym nie jest gorsza od Wrocławia - ani jedno, ani drugie to nie jest Lubiąż.
OdpowiedzUsuńJest. Wrocław to Śląsk. Ten sam region. Na Śląsku nie wystawia się kultury kurpiowskiej lub łowickiej jak swojej.
Piszę to jako relatywnie wiarygodne, bo z ust mieszkańca Lubiąża od 1947 roku. Nie był to szpital psychiatryczny lecz zwykła "polówka". Istniał do 1946-47 roku. W jednym skrzydle klasztoru zachowały się nawet lamperie malowane lakierem na ścianach, z emblematami sowieckimi. To skrzydło zostało później (1955?) przeznaczone dla przedsiębiorstwa Film Polski jako magazyny dekoracji filmowych i w tym charakterze służyło do końca lat 60., albo nawet dłużej. W innych pomieszczeniach były również magazyny - akt urzędowych (Archiwum Państwowe?), w zrujnowanym kościele (Św.Jakuba) magazyn wojskowy, w Pałacu Opatów magazyn starych książek niemieckich (prawdopodobnie też starodruków) które już to zwożono lub wywożono przy pomocy ciężarówek, jakoby do Krakowa.
OdpowiedzUsuńObrazy Willmanna Niemcy przezornie usunęli z klasztoru, jakby tknięci przeczuciem, już w połowie roku 1944. Zdaje się, że duża ich część obecnie znajduje się w Muzeum w Brzegu.
Ten cykl dużych obrazów ze świętymi to jednak w większości jest w Warszawie. W Brzegu byłem w Muzeum Zamku Piastów, ale nie zanotowałem w pamięci obrazów Willmanna...
Usuń