22.3.14

LXXVII AKCJA GTWB "BARIERA" - BARIERY W PORUSZANIU SIĘ PO MIEŚCIE

[kliknij, aby powiększyć]

Zwykło się mówić, że barierą w komunikacji w Warszawie jest Wisła i niedostateczna liczba mostów przez nią. I jest to prawdą - odległości między mostami, nawet na wysokości centrum Warszawy wynoszą zaledwie 720-1520 metrów (na mapce zaznaczone na zielono). Mostów w Warszawie jest za mało.

Ale!

Warszawę rozdziera też szereg autostrad miejskich, których nie sposób przekroczyć bez chodzenia po schodach (a jak się idzie z wózkiem / z dużym bagażem / jedzie na wózku itd. to w ogóle się nie da) na przestrzeni wieluset metrów. Szerokie jezdnie rozdzielają części miasta nie mniej, niż Wisła. Wypiszę poniżej rekordowe odległości bez możliwości przejścia po zebrze i bez możliwości przejścia w ogóle.

Bezsprzecznym rekordzistą są Aleje Jerozolimskie - ich nie da się w poziomie ziemi przekroczyć od Kruczej (przy Smyku) aż do Pl. Starynkiewicza - to 1450 metrów! Niemal półtora kilometra w ścisłym Śródmieściu! To więcej, niż od mostu Poniatowskiego do mostu Łazienkowskiego. Oczywiście są trzy przejścia podziemne (rondo Dmowskiego, E. Plater, rondo Czterdziestolatka), ale nawet jeśli wziąć je pod uwagę, to rodzic z wózkiem czy podróżny z bagażem nie przekroczy tej bariery na odcinku 1080 metrów (od windy przy hotelu Metropol do pasów przy Żelaznej - przy E. Plater i Chałubińskiego nie ma żadnych wind). A już zupełnie nie da się przejść od Marszałkowskiej do E Plater, to jest na odcinku 380 metrów. To już nawet na Czerniakowskiej, która jest autostradą miejską, sytuacja jest lepsza (!), bo tam co prawda najdłuższy odcinek bez zebr to 1590 m (ul. Gagarina - ul. Łazienkowska), ale na nim stoją cztery kładki, każda z windami. Największa odległość między kładkami to 419 metrów, a pozostałe dystanse to ok. 330 m.

Skoro jesteśmy przy Chałubińskiego - ulica ta wraz ze swoim przedłużeniem, Aleją Jana Pawła II, zajmuje niechlubne drugie miejsce i 1280 m bez przejścia w poziomie "0", a zarazem równie niechlubne dwa odcinki: 484 metry (Koszykowa - Al. Jerozolimskie) i 443 metry (Chmielna - rondo ONZ) bez żadnego przejścia w ścisłym Centrum!

Marszałkowska? Tylko ciut lepsza. 850 metrów dzieli zebrę przy Żurawiej od następnej - przy Świętokrzyskiej. Po drodze tylko przejście podziemne przy Rotundzie PKO (z windami) i przy Złotej (bez wind), a więc 570 metrów bariery dla wózków i 315 metrów bariery dla zdrowych nóg. O ile na tym odcinku Marszałkowska po jednej stronie jest niezabudowana (tylko Pałac Kultury), to już między Świętokrzyską, a Królewską rozdziela na długości 306 metrów dwie gęsto zabudowane części Śródmieścia. Potem jeszcze skutecznie utrudnia dostanie się do Ogrodu Saskiego mieszkańcom osiedla Za Żelazną Bramą, bo od Królewskiej do Senatorskiej, na odcinku 454 m też nie ma żadnego przejścia. Czymże przy tym jest brak przejścia przez Aleje Jerozolimskie od ronda de Gaulle'a do wieżyc mostu Poniatowskiego na odcinku 381 metrów (dojście do Muzeum Narodowego!) czy brak przejścia przez Aleje Ujazdowskie (Salon Warszawy, hłe, hłe) od Pięknej do Wilczej na odcinku 287 metrów?

Tak jak możnaby od biedy przełknąć odseparowanie Śródmieścia (okolic Politechniki) i Ochoty (Kolonii Staszica) od Pól Mokotowskich na odcinkach odpowiednio 630 i 670 metrów (choć marzy mi się bezpośredni skrót z Placu politechniki przez ul. Rektorską na Pola Mokotowskie), bo to jednak trasa szybkiego ruchu, droga krajowa i wogle-wogle (choć to i tak sporo, zważywszy na umiejscowienie - dla porównania na Al. Armii Krajowej odcinek bez przejść Broniewskiego - Powązkowska to 636 m, a to przecież esósemka na blokowisku), to jakoś nijak nie mogę zrozumieć porozcinania północnego Śródmieścia i bliskiego Muranowa w okolicach Placu Bankowego. Otóż mieszkańcy Muranowa nie mogą przejść przez Aleję Solidarności na odcinku 513 metrów, przez ulice Andersa (np. do zrewitalizowanego ogrodu Krasińskich) na odcinku 588 (!) metrów, a mieszkańcy ul. Schillera, aby odwiedzić przyjaciół z ul. Daniłowiczowskiej muszą drałować albo do pasów przy Pałacu Przebendowskich-Radziwiłłów, albo do wylotu tunelu przy Miodowej (550 metrów). Czy Al. Solidarności i Andersa to jakieś megaważne arterie? Przeciez to jest sam środek historycznej Warszawy.

Widać też pewną niekonsekwencję w dzielnicach pozaśródmiejskich. Na przykład najdłuższy odcinek bez pasów w mokotowskiej części Alej Niepodległości to Odyńca - Dąbrowskiego (501 metrów). Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że jest przejście podziemne przy stacji metra Racławicka, ale jeszcze do niedawna nie było przy nim z jednej strony windy (a i ta świeżo dobudowana rzadko działa - o dziwo stara z lat 90-tych działa zawsze). Ale już na odcinku Woronicza - Malczewskiego, który liczy sobie 430 metrów (i też jest tam przejście podziemne, związane ze stacją Wierzbno) są pasy na wysokości ul. Lenartowicza. Czy ruch w Alejach na wysokości Racławickiej jest tak drastycznie większy, niż na wysokości Lenartowicza? Czy jest tam bardziej  niebezpiecznie?

Innym przykładem, tym razem z prawego brzegu Wisły, autostrady miejskiej jest ul. Targowa. Od zebry w połowie odległości między ul. Marcinkowskiego, a Kępną aż do następnej zebry przy pomniku Czterech Śpiących (605 metrów) nie da się przez Targową przejść bez zagłębiania się w wyjątkowo nieprzyjemne przejścia podziemne. Na szczęście ma się to wkrótce zmienić - włodarze miasta łaskawie zezwolą przechodzić przez ulicę przy Ząbkowskiej i przy Dworcu Wileńskim po stronie poczty i apteki. Choć, prawdę mówiąc, odcinek Ząbkowska - Al. Solidarności to wciąż będzie ponad 310 metrów i przydałoby się przejście też przy Białostockiej.

Zapewne takich zbyt długich odcinków-barier jest dużo więcej w naszym mieście, ale nie chcę rozciągać tego wpisu w nieskończoność. Chciałem tylko uświadomić Wam, drodzy czytelnicy, ile drogi musimy codziennie nadkładać. A może już wcześniej byliście tego świadomi? :-) No to chciałem podać konkretne liczby.

Która z tych barier najbardziej daje się Wam we znaki? A może jakaś niewymieniona tutaj?

H_Piotr.

15 komentarzy:

  1. O, naprawdę świetny wpis! Zasługuje na propagowanie! W pełni się zgadzam i też odczuwam to jako podstawową barierę!

    Na szybko - jeśli chodzi o 287 metrów Alej Ujazdowskich, to możesz śmiało, z podniesionym czołem przechodzić pośrodku tego odcinka bez pasów, a policjanta, który zwróciłby Ci uwagę, odesłać na dokształcenie. Kodeks drogowy, art. 13, ust. 2:

    "Przechodzenie przez jezdnię poza przejściem dla pieszych jest dozwolone, gdy odległość od przejścia przekracza 100 m. Jeżeli jednak skrzyżowanie znajduje się w odległości mniejszej niż 100 m od wyznaczonego przejścia, przechodzenie jest dozwolone również na tym skrzyżowaniu".

    - niestety ten punkt nie dotyczy dróg dwujezdniowych w obszarze zabudowanym oraz dróg z wydzielonym torowiskiem, czyli każdego pozostałego z wymienionych przez Ciebie przypadków. Widać, że drogowcy znają te przepisy i na nich żerują na niekorzyść pieszych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Alejach Ujazdowskich to nawet zabraniają (zupełnie bezprawnie) robić z chodnika zdjęć usańskiej ambasady, a ty byś chciał, żeby przymknęli oko na przechodzenie przez jezdnię?

      W Ujazdowskich jest jeszcze inny trapiący Warszawę problem - niemal zupełny brak usług w parterach, co skutkuje (przy sporym ruchu samochodów) pustymi chodnikami - po prostu zupełnie nie ma po co tam iść. Żeby przyglądać się witrynom, których nie ma? Żeby popatrzeć (i posłuchać i powdychać ich spaliny) na przejeżdżające samochody?

      Usuń
  2. to wszystko prawda, i zdążyliśmy nawet już rozmawiać o tym trwałym relikcie prymatu samochodu w mieście. to nie jest normalne.
    kładki dodatkowo psują krajobraz (same autostrady zresztą też, nie wspominając o HANIEBNYCH estakadach w centrum miasta).
    ale za to - na otarcie łez - można mieć świadomość, że da się np. w ulewny deszcz przejść wzdłuż Alej Jerozolimskich pod ziemią / dachem od wysokości ulicy Pankiewicza niemal do samej Żelaznej. 868 metrów ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to "za to"? Wiesz, mnie się to, o czym piszesz (tzn. ciąg przejść od Poznańskiej do dawnej Ikei podczas ulewy) przydało raz w życiu. A te opisane tutaj bariery (i nie tylko te) przeszkadzają w codziennym życiu. Niektóre nawet parę razy w tygodniu.

      Usuń
  3. Trafne spostrzeżenia. Czytając twój wpis uzmysłowiłem sobie, że człowiek do wszystkie może się przyzwyczaić. Szczególnie, gdy zna ten teren od dzieciństwa.

    Wcześniej czy później Śródmieście zostanie zamknięte dla ruchu samochodowego i wtedy ten problem w dużej części zniknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nawet nie chodzi o ruch samochodowy, bo taką samą barierą może być linia tramwajowa, linia kolejowa, a nawet droga dla rowerów (gdyby było mocno uczęszczana i - nie daj Boże - ogrodzona).

      Absurdalna szerokość jezdni w Śródmieściu to zupełnie inna historia.

      Usuń
  4. Jajako kierowiec oraz człowiek choć wiekowy to jeszcze względnie sprawny, bardzo lubię przejścia podziemne i ich bezpieczeństwo (nie liczę wpadających czasami niepoczytalnych samochodów marki luksusowej). Zwłaszcza, po ostatnim najeździe 109'ki na dwie panny zza wielkiej wody. Także nie faworyzowałbym za wszelką cenę przejść w poziomie, choć oczywiście miejsce autostrad jest między i dookoła miast, a nie w/przez centrum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jako ojciec z wózkiem (nie matka! nie matka!) czuję się, jakby mi ktoś napluł w twarz, gdy np. na rondzie Waszyngtona, chcąc przejść na drugą stronę, mam do wyboru albo schody do przejścia podziemnego, albo dziesięć faz świateł, bo z trzech jezdni do pokonania dwie trzeba przechodzić na dwa razy. Tak samo czuję się na skrzyżowaniu Targowa/Ząbkowska/Okrzei - z miejsc, w których z wózkiem bywam.

      Usuń
    2. Statystycznie rzecz biorąc kierowcy wjeżdżający do przejść podziemnych w Warszawie zabijają więcej pieszych, niż kierowcy wjeżdżający na pasy tam, gdzie nie ma świateł.

      K...a, wykrakałem: Będzie nowa dwujezdniówka z kładką.

      Usuń
  5. Miasto jest dla samochodów. Biedota niech chodzi w podziemiach pieszo, jak szczury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jak nie masz samochodu, to nie napędzasz PKB kupnem benzyny. A kto nie pije wódki, ten jest bezideowcem.

      Usuń
  6. Przykra sprawa, bo zawsze kiedy jestem w Stolicy, to mam ze sobą walizkę na kółkach, którą zwykle Ktoś ciągnie. W tym miejscu WIELKIE DZIĘKI dla siłacza, który zwykle to robi ;) :) Obiecuję, że jeśli zdarzy mi się być jeszcze kiedyś w Warszawie i spotkać tego miłego Pana, to przyjadę bez walizki lub wybiorę trasę bez kolorowych kresek na mapie.
    Wprawdzie nie mam wózka (ani z dzidzią, ani z odpowiednią ilością koni mechanicznych), ale ten temat mnie bardzo poruszył, bo mój przyjaciel jeździ na wózku. Uważam, że bariery w miastach powinny znikać jak najszybciej, bo znacznie utrudniają komunikację osobom niepełnosprawnym. Gdy pomyślę ile zachodu jest z ciągnięciem walizki przez Stolicę, to przebrnięcie przez centrum osobie, która nie jest w pełni sprawna (myślę również o osobach starszych, chorych na serce itd.) wydaje mi się niemożliwe! A zamykanie chorych ludzi w domach (tylko dlatego, że nie mają jak się poruszać na zewnątrz) pachnie jakimś dziwnym ustrojem a'la Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, mój nowiutki walizkowózek roztrzaskany na brukach pod samym Pałacem Wątpliwej Kultury to dowód słuszności Twych słów. Dziękuję wszystkim Warszawiakom, którzy pomagali mi go niedawno targać wraz z trzydziestokilogramową zawartością po przejściach podziemnych ze schodami i po skrzyżowaniach z sygnalizacją dostosowaną do pędy sprintera ku najbliższej przechowalni bagażu i z powrotem. Kij w oko tym, którzy mnie w tym samym czasie chcieli rozjechać albo owiewali (zziajaną astmatyczkę) swoimi papierosami. A do tych ostatnich zalicza się, niestety, kierowca mojego autokaru do Opola, który bezczelnie pompował papierosa w pojeździe, siedząc w środku na przystanku na pl. Defilad, a potem jeszcze jednego, stojąc z nim w otwartych drzwiach, po czym (wiedząc o moich problemach z oddychaniem) rzucił niezadeptany niedopałek, żeby dalej się wędził koło drzwi. Zakompleksione Opole dąży do stołecznego ideału, owijając się w szczelny kokon obwodnic i zmieniając normalne, zadrzewione ulice w autostrady miejskie. Oto dokument z ul. Ozimskiej, za pomocą której włodarze naszego miasta w krótkim czasie zgettoizowali okolicę.

      https://www.youtube.com/watch?v=hAeH0PS5joE

      Usuń
    2. Kredko - Mam nadzieję, że Twoja walizka w Warszawie jest nieco lżejsza, niż ta w Debreczynie :-)

      Elżbieto - Akurat kultura w PKiN-ie jest niewątpliwa (teatry, kino, muzea, pałac młodzieży). Cóż, na zachowanie kierowcy z Opola wpływ mam delikatnie ujmując, mikry. Czy Opole jest zakompleksione, tego nie wiem, bom go jeszcze nie odwiedził. Na pocieszenie (?) powiem, że w całej Polsce urbanistyka i rozwój miast idą w złym kierunku.

      Usuń
  7. Anonimowy18/6/14 16:16

    no będę tu bywał, bo niezgorszy blog widzę :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń